Nie szukam rytmu i dobrze brzmiącej frazy w literaturze. Same mnie znajdują, chociaż nie jest to powszechne. Z melodyjnością słów po raz pierwszy spotkałam się chyba w powieści Wita Szostaka Oberki do końca świata. Tę fabułę nie tylko czułam, ale też słyszałam. Potem nie było długo, długo nic, aż trafiłam na „Białość” noblisty Jona Fossego.
To maleńka książka, nowela, a utkana ze słownych nut. Jej fabułę można streścić w kilku zdaniach. Jednak to tylko szkielet, który nie dość, że można dowolnie wypełnić interpretacją, to jeszcze w wielu miejscach można wyjść poza te ramy i dopisywać własne scenariusze.
Zima, dużo śniegu, nieznany mężczyzna wsiadł do samochodu, dziwnym trafem dojechał do lasu, wysiadł z samochodu, poszedł przed siebie i się zgubił. (Wydawca ładniej to opisał 😉).
Dlaczego mężczyzna jechał bez celu? Dlaczego mężczyzna znalazł się w lesie? Co go tam powiodło? Czego szukał? Co nim kierowało? Czym jest tytułowa białość? Dlaczego pojawili się inni ludzie? Czy oni żyją? Czy może umarli i czekają na niego?
Jaka to jest fascynująco nieokreślona proza. Jak szkatułka albo sekretarzyk z mnóstwem ukrytych szufladek. Język noweli jest prosty, niewyszukany, oparty na powtórzeniach, które rezonują w czytelniku i mogą wprowadzać w czytelniczy trans.
W mojej ocenie to bardzo ciekawa nowela, która zaostrza apetyt na powieść. Podoba mi się bardzo. Myślę, że każdy może wyłuskać z niej coś innego.
Tytuł: Białość Autor: Jon Fosse Wydawnictwo ArtRage Przekład: Iwona Zimnicka Forma książki: papierowa, dostępna jako e-book i audiobook Gatunek: literatura piękna Współpraca barterowa