Okładka, która przyciąga wzrok i treść, która od samego początku porywa melodią literackiego stylu autora sprawiają, że z przyjemnością wchodzimy do świata bohaterów i za próg ich domostw.
Hubert Klimko-Dobrzaniecki sięga po temat polskiej wsi, polskiej rodziny okresu przemian społecznych i politycznych. Jednak nie jest to motyw przewodni, ale mocno i wyraźnie zarysowane tło. W głównej mierze opowiada o rodzinie, duży nacisk kładąc na poszczególne postaci. Dzięki temu poznajemy Antka Baryckiego, który wraz z rodziną wędruje ścieżkami historii od przedwojnia, przez okres komunizmu, aż do transformacji. Świadkujemy jego rozwojowi od wiejskiego, niewykształconego chłopca, po mężczyznę świadomego swojej wartości i będącego znaczącym trybikiem w machinie komunistycznej władzy. Wraz z nim spoglądamy przez serce przydomowego wychodka, na rzeźbę Jana Nepomucena stojącego w cieniu czarnego bzu.
Możemy Antka nie darzyć sympatią. Możemy również gratulować mu konsekwencji w działaniu i reagowaniu na otaczającą go rzeczywistość oraz ofiarowane szanse. Jednak z pewnością możemy chylić czoła przez autorem za stworzenie niesamowitego klimatu powieści, która traktując o zwyczajnych ludziach potrafi porwać, wywołując w czytelniku poczucie nostalgii.
Może wtedy, pod tym żółtym snopem elektrycznego światła, zrozumiał, że życie musi iść do przodu, że trzeba dać życiu żyć. O mamie pamiętać, a pamięć w sercu przechowywać, ale zrozumieć, że po śmierci żadne spotkania z umarłymi – nawet tymi, których miłowaliśmy najbardziej – nie będą miały miejsca.
Hubert Klimko-Dobrzaniecki odważnie bawi się formą. Używa wyraźnie wyczuwalnego gawędziarskiego zaśpiewu, który wpasowuje powieść w ramy ballady. Równocześnie, bez najmniejszego wahania, skrępowania i upiększania, prosto i dosadnie opisuje niektóre sceny z życia głównego bohatera.
Ten styl autora bardzo do mnie przemawia, ale zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogą mieć z nim, jak i sposobem opowiedzenia historii, niejaki problem. W mojej ocenie ta książka właśnie dzięki tej odmienności w stylu jak i spojrzeniu na historię jest godna polecenia.
Cudza ziemia pachnie jak nie swoje gacie. Założyć, założysz, nawet pasują, ale czujesz zapach obcego. Wypierzesz, a czujesz. Cudze gacie cudzym pachną. Kto inny je kupił. Przed kim innym ściągał te gacie. A jeśli człowiek żyje, to może któregoś dnia przypomnieć sobie, że gacie zgubił albo że mu je zabrali, ukradli, i znajdzie cię, zobaczy, jak w jego gaciach teraz paradujesz. Zerwie ci gacie z tyłka. I będziesz z gołą dupą łaził, upokorzony.
Niezwykła opowieść o zwyczajnych ludziach, napisana z ironią, ze swadą i naturalnie. Cenię taką literaturę i taką polecam!
Tytuł: „Złodzieje bzu”
Autor: Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Oficyna literacka Noir sur Blanc
Forma książki: ebook
Gatunek: literatura piękna